Prawda to czy bzdura – sukces czy porażka?

Opowiem Ci dziś o czymś nieco osobistym. Może będzie dla Ciebie inspirujące, a może mnie ocenisz. Zaryzykuję 😊 To opowieść o wędrówce na dwie góry i słuchaniu sygnałów poza słowami.

Mieliśmy wejść w grudniu na dwa wulkany Afryki (taka podróż tuż przed okrągłymi, 50tymi urodzinami 😉. Jedna góra o wysokości ok 4500m, drugi 2900m. Na obydwa wchodzi się na szczyt nocą. Na wyższy wędruje się 2.5 dnia, by się aklimatyzować. Nie jest to szalenie wysoko, ale inny zupełnie klimat Afryki, warunki stanowiły dla mnie wyzwanie. Przyroda, którą uwielbiam budziła chęć wędrówki i całą sobą zapraszała do stawiania kolejnych kroków. Wiedziałam, że mogę odpuścić, że nie liczy się osiągnięcie szczytu, a sama droga. I takie tam myśli, które jak już się jest tuż tuż, to trudno rozdzielić chęć doświadczenia, odwagę i zbyt szybkie odpuszczenie.

Z pierwszą górą było tak, choć może to wyda się niedorzeczne, iż po raz kolejny przekonałam się, że z górą, energią otoczenia można mieć kontakt! Będąc już mocno zmęczona, nocą, na wysokości skupiłam się na kontakcie z otoczeniem i górą. I zaczęłam czuć górę, czuć czy jest pole, które mnie zaprasza, chce, przyciąga mimo zmęczenia i nocy. I szłam. Poczułam, że nie idę nic zdobywać. Że jestem zaproszona do odwiedzin. Dziękując wszystkim innym górom i tak sobie rozmawiając szłam i szłam czując wewnątrz ciała, że to jest dobra decyzja. Góra pozwoliła, zaprosiła i przyjęła. Pojawiła się wdzięczność, poczucie spełnienia, kontaktu, zadowolenia, przekonania, że mam siłę, że mogę.

Góra w Afryce.
Chmury w górach.

Za kilka dni miałam inną naukę z inna górą.

Tzw święta góra Masajów. Niższa, bo 2900m. Góra, która według Masajów jest w pewien sposób do nich przynależna, na którą wchodzi niewiele osób i tylko pod obecność kogoś z wioski. I tu od początku czułam, że coś jest inaczej i nie są to chciane odwiedziny. Coś jakby niewidzialna blokada. Krótszy dystans, ale niebywale stromo. Góra, która nagle zaczyna chować się za ogromną chmurą.

Idzie się w nocną, chmurę, ślizgając po spadających kamieniach. Głupio zrezygnować, cofnąć się.

A właściwie czemu głupio? Co to mówi o mnie jeśli się cofnę?

Kilka godzin i znajdziemy się na szczycie. Pokusa jest. I przypominam sobie rozmowę z poprzednią górą. I zaczynam czuć tą. I odczuwam jakby dwa odpychające się magnesy, chęć ukrycia się, schowania i tego, by nie być deptaną. Czuję, że niezręcznie mi zawrócić kilka osób, zżymam się z decyzją, oceną siebie i nagle słyszę, ze mówię, że zawracam.

Mieszanka uczuć po tej rezygnacji opada w powrotnej wędrówce i zaczynam czuć spokój. Ku swojemu zaskoczeniu.

Kiedy po kilku godzinach schodzenia docieramy do samochodu, rozpętuje się ulewa. W przypadku tak śliskiej i stromej skały wulkanicznej ulewa jest konkretnym i bezsensownym wyzwaniem wdzierania się na szczyt bez możliwości zobaczenia dalej niż na kilka metrów w chmurze i mgle.

Ten deszcz traktuję jako usłyszenie góry, intuicji, wewnętrznego głosu. Choć gdzieś pobrzmiewają we mnie nuty widzenia rzeczywistości po staremu i myśli, czy nie racjonalizuję sobie „porażki”.

Wewnętrzny głos i słyszenie nie jest o sukcesie, ani o porażce. Jest o byciu w kontakcie z rzeczywistością, z przyrodą.

Kontakt ze światem i nadawanie na tych samych lub innych falach widać możemy zgłębiać i w przyrodniczych wymiarach.

Nie ma co walczyć, nie ma co się poddawać. Wystarczy słuchać. Bo to jest o rozmowie z rzeczywistością, a nie o zrealizowaniu swojego celu. Świat mówi na różne sposoby. Znasz to?

Moje słuchanie intuicji i natury rozwinęło się odkąd mieszkam w domu ciele i wytańczam życie i zapraszam Cię do tego świata. Do odkrycia go dla Ciebie, na Twój sposób.

Wędrówka górska
0
Motyl